My mężczyźni jesteśmy zamknięci w sobie. A przynajmniej powinniśmy być.
Bardzo rzadko kobieta może zajrzeć do naszej głowy. A próbuje.
Kobieta może czasem zapragnąć odwiedzić mężczyznę. Jedna noc jest terminem bardzo satysfakcjonującym.
W nocy jest ciemno – nie widzi się bałaganu a takie niespodzianki jak progi zwalniające zbudowane z rakiety do badmintona są tylko pierdołą.
Wizytacja dłuższa może być dużo bardziej krwawa niż stłuczona stopa…
Wielu mężczyzn modli się, żeby nigdy nie spełniły się pewne straszliwe historie opowiadane przez znajomych nocami przy ognisku.
Moja historia będzie także będzie straszliwie straszna.
W mieszkaniu, w jednym z krakowskich prawie jak apartamentowców, zadzwonił telefon.
W mieszkaniu, pełnym od dwóch współlokatorek i ich butów, pokój Kriza jest jego twierdzą.
W pokoju niepodzielnie rządzi bałagan.
Tu znajduje się też moje centrum dowodzenia – komputer podpięty kablami do miliarda i sześciu głośników, które pracują na to, żebym mógł z uznaniem kiwnąć głową podczas oglądania filmu z efektami specjalnymi.
To tu znajduja się książki, które kształtowały przez lata moją zwichrowaną psychikę.
Tu na szafie schowana jest metalowa skrzynia z rzeczami, które traktowałem kiedyś emocjonalnie. Zdjęcia i prezenty od kobiet. Umarłe szmaciane miśki.
Szczeniackie walentynki od dziewczyn z liceum i bardzo dojrzałe listy od kobiet, które (do dziś nie mam pojęcia czemu) mnie kochały.
Na metalowym pudełku leży film.
A na ścianie przy komputerze przybity jest gwóźdź.
Na tym sterczącym długim kawałku metalu powiewa od czasu do czasu kolekcja identyfikatorów, kóre uwielbiam zbierać.
Obok – srebrny cooler, z którego zamiast schłodzonego szampana wylewają się smycze.
Głupie hobby ale własne.
Dwoma słowami: Bunkier Kriza. Miejsce, z którego można wiele dowiedzieć się o Autorze i do którego, być może, któraś czytelniczka pragnęłaby trafić rozświetloną miejską nocą – przywieziona taksówką…
I mam nadzieję, że zapłaciłaby za kurs bo ja jestem teraz biedny 🙂
Dryń, dryń…
– Przyjeżdżam. Musisz mnie przenocować bo inaczej pójdę na dworzec. – usłyszałem w słuchawce telefonu. Zgodziłem się bo miałem plan.
– Niestety, tym razem nie ma miejsc – usłyszałem w słuchawce głos recepcjonistki z motelu, do którego dzwoniłem chwilę później.
…no i w pizdu.
Kriz już nie miał planu.
„O kruwka” – powinien zaklnąć współczujący czytelnik .
Wizytacja kobiety, z którą łączy kogoś parę szklanic grzanego wina i silne pożądanie różni się od odwiedzin kobiety, która szczyci się jego przyjaźnią. Ta pierwsza nie miałaby czasu pogrzebać po jego pokoju. Miałaby interes, który zająłby ją na odpowiedni czas.
A ta druga będzie szperać.
Wagonem szóstym PKP Intercity relacji Warszawa – Kraków nieubłaganie nadciągał mój osobisty kataklizm.
Nic nie miałem przeciwko Ewie. Nic nie miałem dopóki siedziała na tym swoim stołecznym zadupiu.
Nie wiedziałem, że jej wizyta… zaboli jak drzazga w fiucie.
ciag dalszy z pointą nastąpi wkrótce…