Archive of ‘Złote Wpisy’ category

BYTU POGRĄŻENIE

Myjnia ręczna BP

OSTATNI DZIEŃ ROKU

I przyjeżdżam tego ostatniego dnia roku na stację BP, bo moja karta z cipem do myjni ręcznej traci ważność, bo BP wymienia karty z cipem na takie nie z cipem, gdyż tak właśnie.
Na stacji paliw pani o imieniu Paulina Praktykantka przyjmuje kartę, coś zapisuje, notuje, klika, odznacza.
Po około 3 minutach pytam się:
– Ile tam zostało mi pieniędzy na karcie, koncie?
Pani blednie. Jak pani blednie, to ja blednę, bo to blednięcie to ja znam, to blednięcie oznacza kłopoty dla konsumenta. „Wie pan, system nie jest doskonały i w ogóle to…”.
– Nie wiem, ile pan miał tam pieniędzy – Pani mruga oczętami.
No wiedziałem. Co mnie podkusiło, żeby przyjeżdżać, żeby walczyć o te pieprzone 5 złotych, które być może miałem na karcie z cipem myjni ręcznej BP.

ygritte bp

NADZIEJA

Są takie chwile w życiu, kiedy chcesz zadać pytanie, mimo że znasz odpowiedź.
To może być na przykład wcześniejszy powrót do domu i zastanie własnej żony pod zdecydowanie obcym mężczyzną, połączone z nieodzownym: „Kochanie, żono moja, co robisz?”.
To może być też stacja paliw, kiedy próbujesz wymienić pierdoloną kartę z cipem – na której być może masz 5 złotych, a być może nie – na nową. Desperackie pytanie, na które znasz odpowiedź, ale w głębi serca chcesz usłyszeć dobrą nowinę… Może żona była rozebrana, a on jest nudystą, który akurat przechodził i na nią upadł?
– To państwo nie przenoszą niewykorzystanych środków na nową kartę? – pytam z trwogą.
– Nie.

Kurwa… mać.
Jestem rzadko angażującym się osobnikiem. Ruchy, protesty, zgromadzenia, akcje i reakcje omijam szerokim łukiem, ale jednak kiedy już coś zacznę, to walczę do ostatniego naboju. To 5 złotych – które jest, a może go nie ma – zaczyna urastać w mojej głowie do rangi symbolu. Symbolu bohaterskiej walki do samego końca.
Westerplatte, lotnisko w Doniecku, Termopile, Częstochowa, Stadion Narodowy i bitwa o kartę z cipem myjni ręcznej BP.

– Czy moje środki na tej karcie przepadły?
– Tak.
– Czy mogę wziąć od pani tę kartę i pójść sobie?
– Proszę pana! Ja wtedy będę miała manko w kasie na 5 złotych wartości wydania nowej karty.
Nagle za kasy wjeżdża konno pani kierownik stacji paliw, cała na biało. Zsiada z rumaka.
– Może mogę jakoś pomóc? – mówi, a stażyści odbierają od niej uzdę.
– Dzień dobry, jestem Kriz i mam problem, bo środki z mojej starej karty nie przejdą na nową.
– A ile tam pan miał tych środków?
– 5 złotych Schrödingerów.
– Zawsze może pan umyć auto dzisiaj, a później dokończymy proces wymiany karty.

collagebp

POKORA

Zaciskam zęby, z tej stacji paliw już raz wyprowadzała mnie policja*, zabieram kartę z lady, tym razem to Paulina Praktykantka blednie, bo to właśnie w jej kasie zamieszkał Schrödinger, odchodzę od kas, zasępiony mijając konia przywiązanego do stolika kawowego, radośnie wsuwającego serwetki.
Wychodzę.
Szybkie taktyczne spojrzenie na szachownicę: kolejka brudnych samochodów godna przejścia granicznego; 4 stanowiska myjni ręcznej, w tym trzy zamknięte i jedno czynne, bo tak; żółtych tabliczek informujących o procesie wymiany kart – sztuk jeden; 3 zmarznięte gołębie; godzina 17:00, poziom wkurwu tysiąc. No ale 5 złotych, które być może jest, a być może nie. Zagadka, pierdoła może, no ale szkoda.

UPÓR

Upór to straszna rzecz. Ustawiam swoją mazdę z karoserią w kolorze soli na końcu kolejki i czekam.
A przecież gdy szykuję śniadanie, zwykle se o korkach słucham, jak tkwią te chuje w tych jebanych autach.

25 minut samej kolejki, a w sumie już 35 minut pobytu na stacji benzynowej BP zleciało całkiem szybko, przede mną już tylko czeka dostawczy citroën berlingo.

Facet wjeżdża do boksu myjni, wysiada z dostawczaka i wrzuca monety do maszyny. Ja i 14 kierowców za mną bledniemy. Facet wrzucił 20 złotych.

Nie wiem jak wy, ale ja na myjni ręcznej nigdy nie wrzuciłem więcej niż 10 złotych, a znam przedsiębiorczych rodaków, którzy potrafią za złotówkę umyć samochód, zęby, wziąć prysznic, zmyć naczynia z obiadu, wyprać skarpetki i jeszcze wyprodukować karton butelek wody źródlanej do dalszej odsprzedaży.

Co mnie podkusiło, żeby tę kartę…

Maszyna

BIERNOŚĆ

Z nudów obserwuję. Żesz ja pierdolę, kretyn myje ręcznie dostawczaka myjką na kiju, chyba do naczyń.
Facet czyszczący citroëna najpierw myje proszkiem drzwi, podchodzi do automatu, przełącza na spłukiwanie, podchodzi do drzwi, spłukuje, podchodzi do automatu, przełącza na mycie proszkiem, podchodzi do drugich drzwi…
Jestem skrajnie wyczerpany, a przecież jest dopiero sylwester.

Siwy facet z bmw q3 stojącego za mną wkurwiony wysiadł zapalić. Wszystko wskazuje na to, że facet myjący dostawczaka będzie się z nim pieprzył przez 15 minut.

Towarzyszu podróży, zbudowałeś byt swój, zasklepiając jak termit wyloty ku światłu, i zwinąłeś się w kłębek w kokonie nawyków, w dławiącym rytuale codziennego życia. I choć przyprawia cię on co dzień o szaleństwo, mozolnie wzniosłeś szaniec z tego rytuału przeciw wichrom, przypływom, gwiazdom i uczuciom. Dość trudu cię kosztuje, by co dnia zapomnieć swej kondycji człowieka. Teraz glina, z której zostałeś utworzony, wyschła i stwardniała. Nikt już nie dobudzi w tobie astronoma, muzyka, altruisty, poety czy człowieka, którzy zamieszkiwali może ciebie kiedyś.

szaleństwo

SZALEŃSTWO

Nic więcej nie zrobię. Stoję tu już 45 minut. Wycofanie się teraz będzie szaleństwem.

Szuru, szuru, szuru… żeby zużyć… szuru, szuru… tę moją pierdoloną kartę do zera… szuru, szuru… tylko o tym myślę… szuru, szuru, szuru… zużyć, co tam jest… szuru, szuru, szuru… i wymienić na nową… szuru, szuru, szuru.

Z mojego zamyślenia wyrwał mnie chóralny jęk 23 kierowców stojących za mną.
To facet myjący dostawczego citroëna w ostatnim czynnym boksie myjni dorzucił pieniądze do puli.
Jednocyfrowy wyświetlacz znowu zaczął wyświetlać dwucyfrową kwotę.

Nie, no to nie do wiary. Nie, to być nie może. Osiem lat podstawówki, cztery liceum. Potem pięć bite studiów, dyplom z wyróżnieniem, dwadzieścia lat praktyki w myciu samochodu i jakby ktoś dał mi w mordę. Ja pierdolę, kurwa! O, bracia kierowcy, siostry kierownice, trzydzieścioro było nas w kolejce. Myśleliśmy, że nogi Boga złapaliśmy, że oto nas przyjęto do ostatniego boksu. Myjnia ręczna, Dżizas, kurwa, ja pierdolę.

Utknąłem na stacji na 50 minut, żeby sprawdzić kartę i zużyć te 5 złotych – które mam albo których nie mam – na karcie z cipem, bo BP chce dać mi kartę z paypassem. W ostatni dzień roku.

– Co ja robię ze swoim życiem? – pytam unoszących się po okolicy cząsteczek detergentu.

WTEM! Białe światło lampy wstecznej. Citroën berlingo wycofuje się z boksu. Wzrok mój podąża płynnie w kierunku automatu z wyświetlaczem wrzuconych środków.

I jakby ktoś dał mi w mordę.

Wyświetlacz wrzuconych środków dumnie informuje świat, Kriza, mazdę w solnym kamuflażu i 31 kierowców za mną, że mam do wykorzystania 15 złotych.

Piętnaście złotych…

Piętna…

Piętnaście złotych reszty kwoty, której NIE WYKORZYSTAŁ kierowca czyszczący citroëna w jedynym czynnym boksie.

No i w pizdu, i wylądował, i cały misterny plan też w pizdu.

Błyszczący dostawczy citroën po wycofaniu zatrzymuje się obok słono fioletowej mazdy. Szyba się opuszcza. Uśmiechnięty niewinny ryjek kierowcy wychyla się i otwiera usta:

– Szczęśliwego nowego roku!
– SZCZĘŚLIWEGO CHUJ CI W DUPĘ, STARY!

——————————————–
* W skrócie: miałem wtedy 19 lat, upadł mi soczek i się rozbił**, dialog z ochroną, gaz łzawiący, parley, policja, kajdanki.
** No dobra… cała półka soków.

MUCHA ANTONINA

Daleko od Krakowa, wciśnięte pomiędzy strumień, sosnę a górę Turbacz, stoi łóżko.
Łóżko otoczone drewnianymi ścianami, tarasem i dywanem. Do tego łóżka w Kowańcu koło Nowego Targu uciekam czasami. Nie jeżdżę tam dla zabawy, nie jeżdżę tam, żeby śmignąć na nartach – to zawsze jest ucieczka.

willa jodła v3

Na łóżku leżę ja i patrzę w sufit. Sufit cały w jednolite wzory ciekawe. Jak spojrzysz na żłobienia i zdobienia, nachodzące na siebie okręgi, to czasem widzisz kwiatka, czasem kółka. Leżę już tak dobrych parę minut i właśnie doszedłem do etapu, że zobaczyć można też królika (kawałek kwiatka i kółko) oraz sowę (kółko, kwiatki po obu bokach i koniec sufitu)
Z tej sowy byłem szczególnie dumny.

Jest godzina 22. Z rozmyślań wyrywa mnie głośne bzyczenie. Przesuwam swój leniwy wzrok na wykonującą podsufitowe akrobacje muchę.

Z muchą odkrytą wieczorem – wiadomo – albo ty, albo ona. Jak się jej nie pozbędziesz, to o trzeciej w nocy nie demony, nie duchy, nie antychryst, ale ta mucha będzie apostołem śmierci dla Twojego snu.

/odpal muzykę – niech się sączy w tle/

Moja szyja wydała już wyrok śmierci na muchowatego, obracając głowę w kierunku odpowiedniego narzędzia zagłady.
Nie podnoszę się jednak z łóżka. Zaczynam obserwować rytuały czarnego stworzenia. Lot. Przysiad. Mycie. Lot. Przysiad. Mycie.
Jak u kotów.
To muszą być bardzo czyste stworzenia. A może one sprawdzają status ciała po takim locie – niczym pilot odczytujący listę kontrolną po lądowaniu dużym samolotem?

LISTA KONTROLNA MUCHY

  • Uruchom przednią parę odnóży. Jeśli się uruchomiły to znaczy, że: OK √
  • Cztery tysiące oczu lewych: OK √
  • Cztery tysiące oczu prawych: OK √
  • Trąba: OK √
  • Ssanie: OK √
  • Tylne odnóża: OK √
  • Dupa jest? OK √
  • Czy podczas ostatniego lotu udało się wkurwić ludzi? OK √

Obserwuję ten powtarzający się rytuał i nagle robi mi się żal tej muchy. Gówniany życiowy start, a potem cztery tygodnie wypełnione szybami, gazetami, pająkami, packami i kotami. Z rzadka trafi się pewnie jakaś smaczna ciepła kupa.
W swoim  życiu często stawałem po stronie słabszych. Taka mucha nie ma zbyt wielu przyjaciół.

mucha

– Cześć, mucho – mówię niespodziewanie, nawet dla siebie, w kierunku sufitu. – Nadaję ci imię Antonina.
– Bzzzzt – odpowiada Tosia. – Bzzzzzzzzzzzzzzt – dodaje.

To coś nowego, myślę sobie. W świecie nieczłekokształtnych przyjaciół zdominowanym przez psy, koty, chomiki, rybki, z rzadka szczury, fretki, konie, węże i gepardy pojawia się reprezentant muchowatych.

Obserwuję z zaciekawieniem zachowanie Tosi. Nadanie jej imienia spowodowało przesunięcie światopoglądu z kategorii „irytujący szkodnik” na „psotny zwierzak”.
Pobawiłem się z muchą paręnaście minut moim wzrokiem. Tosia wciąż latała po pokoju i ewidentnie irytowała ją obecność sufitu oraz ścian.

– Tosia, życie to kajdany – wyjaśniłem przyjaciółce jako ten bardziej doświadczony. – Trudno się z tego wyrwać. Trudno nadać własne tempo i narzucić swoje reguły życiu. Na końcu i tak czeka nas śmierć i pustka.
– BZZZZZZZZZZZ – odpowiedziała zirytowana nową wiedzą Antonina.
– Śmierci nie pokonasz. Musiałabyś mieć silnego sojusznika. Jakiegoś boga. Ale nie takiego zwykłego boga much. Boga bogów – dodałem i zamilkłem, trawiąc w myślach, czy istnieje ranking bogów.
– BZZZZZZZZ.

Nagle zdałem sobie sprawę z mojej mocy.
– Tosiu! – zawołałem podekscytowany. – W świecie ludzi moja moc jest ograniczona zasięgiem, ale przecież w Twoim świecie mogę zmienić wiele. Mogę wydłużyć Twój żywot, mogę pomóc Ci oszukać śmierć. Na chwilę, co prawda, ale mogę. Skończę rozdział książki – wskazałem głową na leżącą obok mnie najnowszą książkę Masy – dowiem się, skąd mafia brała pieniądze, i jako Twój przyjaciel i demiurg wręczę Ci wolność: otworzę okno. Tam obok, za stodołą, znajdziesz spore stado owiec. Kupa nawozu. Wprowadzę Cię do raju. Czy nie uczyni mnie to bogiem?
– Bzzzzzzzzz! – ucieszyła się Tosia.

Wróciłem do książki. Tosia wesoło pobzykiwała nad moją głową, ciesząc się z ostatnich chwil w pokoju, przed ośmioma tysiącami jej oczu przesuwała się już wizja zbawienia: ziemia obiecana pełna brudnych owiec, krowich odchodów i kompostowników.

– BŻŻŻŻŻŻŻŻŻŻŻŻŻŻŻŻŻŻŻ! – Dobiegł mnie nagle stłumiony inny dźwięk. – BŻŻŻŻŻŻŻ… Bżżżżżżżżż.
Zmieniony dźwięk dobiegał smutno jak echo z jaskini. To Tosia w swoim podniebnym tańcu wleciała do rozgrzanego klosza sufitowej lampy.
– Bżżżż… Bżżżż… – Żałosny dźwięk muchy walczącej o jeszcze chwilę życia. – Bżżż… Bżżż…
Ostatnie słabnące zrywy.
–Bżż… Bż – Pojedyncze paniczne uderzenia Tosi w szklany kosz.
Myślę o jej zdezorientowaniu, o siłach, które musi wykrzesać. TOSIA, WALCZ!
– Bż…

 

I cisza.

 

Po całym pokoju rozlała się cisza.

 

Wszechogarniający brak dźwięku.

Tak jakby przez chwilę, razem ze mną, cały świat obserwował walkę życia maleńkiego owada.

Widzowie uwielbiają takie walki, zawsze czekają na cud: promil szans, że Dawid ponownie pokona Goliata. Gladiator zwycięży Cesarza. Uszkodzony czołg na skrzyżowaniu, z oddaną ojczyźnie załogą w środku, zatrzyma batalion SS. Dziewczyna ze wsi zostanie Top Modelką. Maleńka mucha wyrwie się ze szponów bezsensownej, głupiej, przedwczesnej śmierci.

Kiedy ktoś umiera, to nawet nie jest brak dźwięku. To zero absolutne. Antyhałas, który pochłania jak czarna dziura każdy dźwięk. Czasem przerywana jednostajnym piskiem maszyny kontrolującej pracę serca. Czasem z dźwiękiem płonącego samochodu w rowie. Czasem wrzaskiem bliskiej osoby.
A w Twojej głowie zawsze jest cisza. Jakby ktoś nacisnął w kinie, w środku sceny pełnej wybuchów i strzałów, przycisk „pauza”.
Po chwili pojawia się pierwszy dźwięk. Szczekanie psa. Później dźwięk toczących się po mokrym asfalcie opon. Szum drzew. I powoli świat się rozpędza do swojego tempa, nie oglądając się już za zostawionym w tyle pasażerem.

Poza mną. Patrzę na szklaną rozgrzaną trumnę. Klosz model IKEA. Żarówka moc 60 watów. Temperatura barwowa 3000 kelwinów.
Temperatura barwowa zachodzącego słońca 3000 kelwinów. Wschodzącego zresztą też.

golden goal

Odpowiedź na pytanie postawione przeze mnie wcześniej – czy ranking bogów istnieje? – przyszła szybciej, niż się spodziewałem.

CIERPLIWOŚĆ

Tak jak obiecałem ponad dwa miesiące temu:

obietnica

Kraków, 25 czerwca 2014 r.

Pamiętam, że gdy miałem naście lat, chciałem mieć wszystko już i teraz.
Kobietę, gadżet, książkę, film, grę komputerową – od razu, już, szybko, zaraz po pierwszym ujrzeniu.
To oczywiście prowadziło do nieszczęśliwych sytuacji, gdyż musicie przyznać, że pryszczaty nastolatek z meszkiem pod nosem daleko nie zajdzie z dorosłą studentką AWF-u poderwaną na przystanku autobusowym.
A w zasadzie dojdzie tak daleko, jak długo będzie działał środek usypiający.

Premiera gry komputerowej – musiałem ją mieć już od razu. „Red Faction”, „Europa Universalis”, „Majesty”. Gdy w końcu udało się uzbierać sumę 120 złotych, to w momencie instalacji gry znałem już na pamięć instrukcję, ponieważ czytałem ją w łóżku przez 3–4 miesiące odkładania funduszy do skarbonki.

Gdy pracowałem w kinowej kawiarni aż 2 miesiące, nagle zwolniło się stanowisko superwisiora. Na zebraniu 120 osób załogi kina zastanawiałem się, jak wysokie szanse mam na awans. Oczywiście były mniej więcej takie jak to, że cesarzem Ziemi zostanie żaba Alfred ze stawu w Czernichowie koło Krakowa, co jednak nie przeszkadzało mi w snuciu zawiłych planów.

spaceballs_1

To chyba jest taki wiek, etap w życiu każdego młodego człowieka. Kiedy myśli, że ma wpływ na całą planetę, że może osiągnąć wszystko i wszystko mu się należy.

Miałem być najlepszym blogerem, ale uparcie przede mną na liście Bloxa był blog „Agnieszka Włodarczyk nago”.
Miałem być najlepszym kochankiem, ale okazało się, że ten sam tytuł starał się u zdradliwej Barabary zdobyć prawie każdy łysy mieszkaniec dzielnicy XI.
Miałem być najlepszym pisarzem, ale przeczytałem, co potrafi Vonnegut, i schowałem opowiadania do szuflady.
Miałem być najlepszym pracownikiem firmy Nazwa Zmieniona Sp. z o.o., ale okazało się, że lepsza będzie koleżanka córki szefa.
Miałem odebrać nagrodę za najlepszy film, ale okazało się, że konkurs organizuje dziewczyna, którą kiedyś uraziłem.
Miałem się dostać na wymarzony kierunek studiów, ale byli lepsi – nie mogłem w to uwierzyć.

tu leży
Teraz gdy widzę na biurku CV dzieciaka, który nie umie nic, nie ma doświadczenia, ale jest „gotów od zaraz zostać kierownikiem działu dystrybucji międzynarodowej”, to uśmiecham się pod nosem.

To wszystko było tak dawno, że pamiętam, jak siedziałem przed telewizorem i z zapartym tchem oglądałem 3 ulubione programy: „Agent”, „Milionerzy” i „Usterkę”. Buszu drogi… to ponad dekadę temu…

Nie wiem, kiedy to się zmieniło.
Zacząłem zauważać, że rzucanie się na drzewa i zrywanie wszystkich zielonych jabłek jest bezsensowne i później odbija się sraczką. Przestałem się spieszyć.

Weźmy takie pisanie bloga. Sami zauważyliście, że piszę, gdy mam coś do powiedzenia.
Niektórzy pamiętają, że gdy blog powstawał (8 LAT TEMU!), to było mnóstwo wpisów typu „Poszedłem do sklepu po parówki, a tam…”.
Wiecie, informowałem Was o zupełnie nieistotnych rzeczach.

Teraz na przykład, gdy piszę te słowa, jakiś typ od sześciu godzin zabudowuje mi wnękę luksferami i napierdala wiertarką.
Czekajcie podejdę zrobić zdjęcie.

O:
LuksferyKiedyś poświęciłbym temu cały wpis 🙂

Wracając do tematu.
Na studiach i w pracy diametralnie zmieniła się moja taktyka zdobywania kobiet. Z chaotycznego skakania po kwiatkach wolałem oznaczyć najpiękniejszy cel i powoli ku niej sunąć. Była wiśnią na torcie, a ja spokojnie wyjadałem najlepsze kawałki z tortu, kierując się ku szczytowi. Miałem czas.

I tak się kręciło.
Zawodowo podobnie. Chciałem pracować w branży filmowej i pośrednio pracowałem… tyle że w wypożyczalni płyt DVD.
Hop minął rok,
hop minął rok,
hop minął rok.
…mijam budkę z tłumaczem, światła mnie oślepiają, jakiś człowiek poprawia mikrofon i wychodzę na scenę jako prelegent na konferencji poświęconej rynkowi kinowemu w Europie, a wśród słuchaczy siedzi ten sam człowiek, który akceptował moją kandydaturę na barmana kinowego 8 lat wcześniej.

Fajne uczucie. Miałbym pewnie lepsze wspomnienia, gdyby chwilę później nie wysypała się moja prezentacja na gigantycznym ekranie za moimi plecami, kompletnie rujnując moje kilka minut. No ale życie to nie amerykański film.

Teraz gdy piszę ten wpis, popijam kawę i nie jestem już najlepszym najrzadziej piszącym blogerem w Polsce. Jest coś jeszcze. Pisząc te słowa, jestem obserwowany. Słyszę też głosy w mojej głowie.
Myślicie, że moja psychika się odkleiła jak u Philipa K.Dicka?
Naprawdę jestem obserwowany. Każdy mój ruch śledzi sztab ludzi i osiem kamer.
Mało tego: pod moją koszulą mam masę kabli. Na brzuchu uwiera mnie nadajnik, a nerkę ogrzewa rejestrator, który jest połączony z kamerą w moim guziku. W kubku zamiast kawy jest druga kamera.
Przyjemny kobiecy głos w mojej głowie mówi właśnie, że widzą, co robię na swoim blogu, ale żebym zapomniał o darmowej reklamie, bo i tak to wytną.

Głos należy do Emilii. Emilia jest reżyserką.
A ja jestem pierwszym w historii blogerem tworzącym wpis podczas prowadzenia programu „Usterka”, co czyni Was pierwszymi w historii telewizji czytelnikami pierwszego wpisu napisanego podczas realizacji kultowego programu telewizyjnego.
A teraz Wam pomacham.Screenshot_2014-09-20-00-29-26

Staram się nie myśleć, jak bardzo spieprzę ten odcinek, po prostu kolejne szczenięce marzenie zostaje właśnie spełnione.

Po dwunastu latach.

1 2 3 7