TEATR ŻYCIA

Czy to ty kształtujesz swoje życie?

Czy jesteś pewny swoich słów gdy, próbujac zdobyć pochwę koleżanki, szepczesz jej do ucha nastrojowym głosem „to ja jestem panem mojego losu”?

Czy jesteś pewna swoich słów gdy obiecujesz przyjaciółce, że: „już nigdy nie spotkam się z tym żonatym facetem”?

Możesz być pewnym w takich sytuacjach swojego błędu.
Możesz być też pewnym, że będziesz cyklicznie powtarzać te błędy dopóki nie nauczysz się rozumieć otaczającego cię świata.
Dopóki nie pojmiesz zwierzęcych pragnień, potęgi natrury i nieograniczonej siły zdarzeń.

Narrator zdjął przed chwilą ze swojego brzucha nagą i smukłą nogę kobiety, jeszcze tydzień temu pewnej, że „już nigdy nie pójdzie do łóżka z tym dupkiem”.
A gdyby narrator opisał wam z detalami co ta dziewczyna robiła godzinę temu to Agora musiałaby zacząć chłodzić swoje serwery na  Morzu Północnym.
Przypadkowy obserwator (który jednak tajemniczo zaginął)  mógłby powiedzieć, że ciągnęła i ssała z takim zapałem, że mężczyzna musiałby pierdnąć, żeby odzyskać prześcieradło. Ale co skłoniło naszą bohaterkę do tak… radykalnej zmiany poglądów?
To, że Narrator poznał jej potrzeby lepiej niż ona sama.

Wielu z nas traktuje siebie jako nieomylny cud natury odcięty od zewnętrznych wpływów niewidzialnym kloszem, zapominając jednak, że żeby całkowice odciąć się od oddziaływań innych tworów natury trzeba po prostu umrzeć.

Nie jesteśmy kowalami własnego losu – jesteśmy żeglarzami, którzy albo potrafią dostosować żagiel do warunków panujących na morzu albo dryfują z prądem wraz z planktonem.

Chcielibyśmy sami wyznaczać sobie role. Często robi to za nas jakaś wyższa siła dla której ironia i spaczone poczucie humoru są głównymi wyznacznikami zabawy.
Zdarza się, że kolej życia prowadzi nas w kierunku problemów, z którymi nie chcemy się zmierzyć, próbujemy się więc wyrwać z torów, uciekać w przeciwną stronę, ale ktoś ciągle przestawia scenografię i rzuca nam przed nos aktorów, którzy sprawiają, że zaczynamy tańczyć jak chce reżyser.

Obejrzyj:

Trzy dni temu Narrator, który myślał o sobie, że jest „egoistycznym i niedojrzałym emocjonalnie dupkiem”* jechał tramwajem bezpośrednim do pracy. Chciał jak zawsze wysiąść na swoim przystanku aby przesiąść się do jeszcze bardziej bezpośredniego autobusu, z którego miał do swojej roboty już tylko naprawdę bezpośredni kawałek drogi.
Nie mógł jednak wyjść z pojazdu swoim otworem ponieważ drogę od strony przystanku zatarasował potężny wózek z przyczepioną do niego młodą matką i starszą matką młodej matki**.

Narrator błyskawicznie ocenił stytuację i odkrył, że będzie musiał wtaszczyć cudzego potomka do tramwaju, żeby odczopować swoje drzwi i żadne inne wyjście nie wchodzi w rachubę (z przyczyn technicznych).
– Może pani pomogę? – spytał niewinnie.
– Bardzo chętnie – odpowiedziała kobieta, w myślach dziękując Bogu za tak dobrze wychowanych dżentelmenów.
Narrator rzucił na brudną tramwajową podłogę aktówkę ze wstępnymi scenariuszami i schylił się po wózek.
– Dziękuję panu. Żeby tylko pan zdążył teraz wysiąść – odezwała się, wciąż orbitująca wokół wózka, matka matki, gdy Narrator podnosił aktówkę i rozpędzał się do wyjścia. „Żebym”, pomyślał Narrator.

Sekundę później zaklął, gdy tylko poczuł ciężkie drzwi miażdżące jego ramiona.
Nie zdążył.
Spojrzał we współczujące oczy ludzi stojących na przystanku***.
Następnie jak biblijny Samson, zebrał w sobie poranne siły i z całą mocą mięśni przystąpił do kontrofensywy.

„Cóż słodszego niż miód,
a cóż mocniejszego niż lew?”
(zakrzyknąłby gdyby nie sprzeciw jego męskiej natury,
która uznałaby taki okrzyk za przejaw spedalenia)

samson

Swoim atakiem wyzwolił metr tramwaju od agresywnych drzwi a odzyskanie Kaliningradu, Zatoki Fińskiej i wschodnich kresów I Rzeczypospolitej odbyłoby się całkiem przy okazji gdyby nie jego wrodzona wsrzemięźliwość i skromność…

Poczuł wreszcie upragniony bruk pod stopami. Za nim rozpętało się piekło. Kobiety szturmowały bastion motorniczego, a wśród wielu haseł usłyszał nawet „bohatera pan chce zabić!”

Kriz nie doznał wewnętrznej przemiany. Nie postanowił napisać książki. Nie rozdarł koszuli swej lnianej z okrzykiem rewolucyjnym z ust wypływajacym. Wciąż był sobą.
A dla widzów, którzy oglądali to wydarzenie był symbolem, wątłym płomieniem braterskiej pomocy miażdżonej przez bezduszny mechanizm… 🙂

Ileż to strajków zapoczątkowały przypadkowe osoby. Walcząc o chleb dla rodziny, prowokowali rewolucyjną lawinę,  która potem wymykała się spod jakiejkolwiek kontroli, mieląc ludzkie mięso w swoich czerwonych, żółtych, niebieskich trybach.
Autorzy mogli tylko stanąć z boku i obserwować zdarzenia.
Mogli bezradnie przyglądać się kolejnym dopisywanym hasłom na transperenty i flagi, bo jakakolwiek reakcja, jakiekolwiek bąknięcie pod nosem „to nie tak miało wyglądać” mogło zmienić ich życie w bardzo krótkie życie.
Twórca mógł zostać oskarżony o bycie wrogiem swojej własnej rewolucji.

I Wojna Światowa wybuchła podobnie. To ta wojna, która zmiotła prawie wszystkie monarchie europejskie, której następstwem była później druga wojna.
A wybuchła bo sprawy wymknęły się królom spod kontroli.
Sytuacja dyplomatyczna w przededniu była tak napięta, że z każdej strony odczuwali ogromną presję i otaczały ich złe rady ambitnych doradców.
Władający stali się władanymi.
Byli marionietkami, którymi sterowała sytuacja i sztaby generalne.

Niemcy wysłali na granicę armię, bo sąsiad ogłosił powszechną mobilizację. Sąsiad oglosił powszechną mobilizację bo raporty mówiły o niepokojach i dziwnym oczekiwaniu żołnierzy niemieckich.

A potem bum bum i bum.
I co z władcą? Ma dwa wyjścia: może teraz albo wejść w rolę narzuconą na niego przez sytuację – wspomagać lud, dopingować żołnierzy, dodawać otuchy albo może powiedzieć swoim ludziom: „ej sorry, trochę sie to wszystko popierdoliło, weźmy się poddajmy”.
Wtedy w najlepszym razie zostałby rozniesiony na szablach swojego ludu. Co za różnica jak po wojnie i tak prawie wszyscy potracili korony. Niektórzy z głowami.

Gdy mężczyzna próbuje zaciągnąć do łóżka kobietę, myśli, że to on wyznacza kurs.
W praktyce w  80% przypadkach, kobieta, której chce wypełnić usta swoim penisem, sama wyznaczyła wcześniej kurs do swojego łóżka.
On tylko szybciej lub wolniej przemierza tą trasę.

 

Usiądź teraz i otwórz oczy. Rozejrzyj się. Dostrzeż te zawiłe, niewidzialne żyłki, które tobą sterują.
Weź je teraz w swoją garść i pociągnij.
Bo sznurki i smycze mają to do siebie, że na drugim końcu zawsze siedzi ktoś kto je dzierży w swoich palcach, często nawet obrzydliwie się przy tym uśmiecha.
Dopóki jednak je trzyma, możesz wpływać na niego. Miecz ma zawsze dwa ostrza.

Amen.

—————————————————————————-

* – nie bez pomocy kobiety, które takie określenie lubi podpowiedzieć 😉

** – taka familijna barykada z wózkiem zamiast tramwaju i matkami zamiast powstańców

*** – co nie było trudne do wykonania bo większość oczu miał metr od nosa