SŁOWO PO NIEDZIELI

Darz bór.


Zostałem odłowiony.


Witam po długiej przerwie, która była spowodowana podnoszeniem jakości czytelniczej.


Chciałem znudzić młokosów, którzy ostatnimi czasy pojawili się i, o zgrozo, zaczęli komentować wpisy.
Wiadomo walka z dziećmi neostrady nie ma najmniejszego sensu, w związku z tym od dziś blog Kriza funkcjonuje w dwóch wersjach.


W wersji przezajebistej (widocznej obecnie) oraz w wersji dla niepełnosprafnyh intelektualnie dostępnej tu:
vvv,KrIz,onet,blog,pl


Wszystko w myśl przepisów UE, które zmuszają mnie do przystosowania strony także dla niepełnosprawnych 🙂


Piszę i piszę i przypieprzam się do tej ludzkiej głupoty i część z was, o naiwni, pewnie myśli, że ja taki mądry jestem i w ogóle fajny…


Przyszedł więc czas, żeby was trochę uświadomić, w końcu nie ma ludzi bezbłędnych, więc opowiem wam o tym co 'mondrego’ zrobiłem przez ostatnie dwa dni.


Czytajcie i podziwiajcie inteligencję waszego mentora.
Spróbujcie też znaleźć momenty przełomowe w opowieści.


 


1) „komputerowiec”
sobota rano:


Włączyłem komputer, zdjąłem obudowę, obejrzałem jeszcze raz (skąd miałem przypuszczać, że ostatni) swoją nową kartę dźwiękową wsadzoną już w pytę gówną. Następnie chwyciłem za kabelek zwisający sobie spokojnie z karty DVD i wetknąłem go w mojego Creativa. Potem kilka sekund tandetnych efektów specjalnych i tyle widziałem swoją kartę dźwiękową.


 


2) „fachman”
sobota popołudnie:


Woda kapie z piecyka gazowego mamy. Zjawia się Kriz i przystępuje do naprawy. Pierwszą czynnością jest zdjęcie obudowy (już drugi raz bezbłędnie zdjąlem obudowę tego dnia!). Szybkie zlokalizowanie przecieku (rurka w piecyku doprowadzająca wodę), zorganizowanie narzędzi: