Nie pisałem parę dni to zasypaliście mnie pocztą eletroniczną (jeden e-mail), zrobiliście bajzel na blogu komentując co popadnie z sensem większym, mniejszym lub z sensem inaczej. Denerwuje mnie to. Jestem więc zmuszony do wrzucenia wam jakiegoś tekstu na pożarcie.
Przynajmniej w ten sposób oszczędzę pozostałe tematy.
Mam nadzieję.
Jeśli chodzi o sprawy mojej marnej egzystencji – daję sobie jakoś radę. Fauna w moim mieszkaniu ma się dobrze, a i pies szczęśliwy puszcza bąka od czasu do czasu.
Gorzej sprawa ma się z florą. Dwa dni udało się przetrwać kwiatkom doniczkowym w tych upałach o suchym korzeniu, za co jestem im bardzo wdzięczny. Nie są może już tak zielone jak kiedyś, ale generalnie, ważne że jeszcze w ogóle są. Poddałem je już hospitalizacji.
Mimo, że co bym nie zjadł to i tak gówno z tego będę miał – zastanawiam się jeszcze co mogę zjeść jutro na śniadanie z dostępnych składników znalezionych w lodówce:
-osiem jajek (w miarę świeżych)
-olej
-z pół szklanki soku buraczano-jabłkowego Hortex (trzy dni po otwarciu)
-niedobry tani ketchup
-pótora plastra sera żółtego
-koncówka pasztetu z czosnkiem
-masło
-jedna parówka marki TESCO (miałem nieodparte wrażenie, że próbowała się schować za masłem jak otworzyłem lodówkę)
-garnek ze starym leczo
-borówki vel jagody (kiedyś chyba je napocząłem. Ja albo parówka)
-mleko
-kilkutygodnowy kawałek kiełbasy
-psie żarcie w ilości dominującej
-żarówka
Pytanie główne to czy można coś z tego zrobić, żeby nie wyszła jajecznica z serem?
Tyle. Komentujcie sobie tą notę ile wlezie.
Jutro wysmażę wam przed południem jakiś ciekawy temat do ogólnej polemiki.
Dobranoc.
PS: Mam też dwa pyszne wielkie i tłuste kotlety schabowe od babci 🙂