Małe osiedlowe sklepiki

Małe osiedlowe sklepiki mnie wkurwiają!
Bardziej od małych osiedlowych sklepików denerwują mnie juz tylko hipermarkety.

Mieszkam na osiedlu gdzie na każdy blok przypada 3-4 społeczniaków. Dzwonią z donosami po Aniołach Strażach i Policji, że trwa orgia, gdy tymczasem człowiek ogląda ze znajomymi mecz.
O 16 popołudniu.

Ale jak te same babcie napierdalają do siebie stukając i nadając między sobą kaloryferem o pierwszej w nocy (mają taki ekonomiczny system komunikacji – bo rura grzewcza przechodzi przez pion) to jest dobrze. Bo sprawy innych są mniej ważne od nowej maści do pleców. Egocentryczki zafajdane.

Wracając do tematu sklepów. Jest pewne, że gdy musisz kupić tylko kefir, jakaś emerytka wchodząc postawi pomidora przy kasie i pójdzie w taniec po sklepie. Taki ,,Taniec z Gazami" – między ogórkami, śmietaną, masłem, bobem. Zatrzyma się jeszcze w mięsnym i poplotkuję z szefową jednoosobowej zmiany.
A jak tylko podejde ze swoim kefirkiem do kasy, żeby zapłacić – wpadnie we wrzask i rozdzierając morde na pół sklepu, ze ona przecież tam stoi, tylko jeszcze chciała cos dołożyć.

Wczoraj prawie włożyłem jej podwójne opakowanie kefiru w ten decybelowy krater.

Następnym razem wsadze takiej arbuza w dupe.