NOC

Miasto wojewódzkie na literę K. Godzina pierwsza. Dziwna, nieistniejąca pora – jeszcze nie poniedziałek, ale już nie niedziela.

Opustoszałymi ciemnymi chodnikami poruszają się już tylko ludzie w dziwnych sandałach, wyprowadzający swoje brzydkie szczurowate psy do monopolowego, ambitni pracownicy korporacji po nadgodzinach i młodzi mężczyźni w szarych bluzach szukający bogactwa w zadymionych minikasynach lub kieszeniach innych osobników.


I jeszcze ty. Jedziesz tym swoim brudnym samochodem po brudnej ulicy.

 Tydzień temu umyłeś samochód i po przejechaniu dwóch skrzyżowań nadeszła burza. Następnego dnia wyglancowałeś auto dopiero po sprawdzeniu wiarygodnej prognozy pogody. Dla pewności z trzech źródeł.
Czysty lakier okazał się idealnym płótnem malarskim dla niezidentyfikowanego gatunku ptaka, który nie tylko nasrał ci na drzwi, ale też prawdopodobnie przed odlotem, w cywilizowany sposób, podtarł sobie dupę twoją klamką.

Trzeciego dnia, wracając późnym wieczorem i rozmyślając jak musi wyglądać zwierzę potrafiące robić kupę bokiem i czy zamiast nóżek ma przyssawki, starannie wybierasz miejsce parkingowe oddalone od drzew, tras migracyjnych ptaków, placów zabaw, stadionów, spryskiwaczy ogrodowych, kałuż i placów budowy.
Parking Lidla. No trudno, pomyślałeś sobie, przejdziesz te 100 metrów do domu.
Aktywność zdrowa jest.

 To była słuszna decyzja, twój samochód był czysty najdłużej w karierze, bo aż do 9-tej rano.

O tej właśnie godzinie, zjawiając się na parkingu Lidla, zastajesz swój samochód otoczony dwoma wozami strażackimi i tuzinem ludzi dogaszającymi właśnie wrak auta stojącego obok.

 Parking_lidl

A teraz siedzisz w tej brudnej okopconej mazdzie, ciemną nocą, w porze która nie istnieje. Poddałeś walkę o godność. Dostosowałeś się.
Pan w RMFie zaczyna czytać wiadomości.

Na pustej drodze, w środku nocy, zatrzymuje cię czerwone światło. Jedenasty raz. Włodarze miasta nie wyłączają sygnalizatorów na noc, żeby spieszący się do domu znaleźli czas na rozmyślanie, na złapanie oddechu, na relaks. Nie w każdym polskim domu to znajdziesz.

Czerwone. Stoisz. Patrzysz na pustą drogę.
No i myślisz.
Na przykład o ludziach, których już nie ma.
Zarządca drogi musi być pewnie dumny z wyboru tematu twoich rozważań, bo po dwóch minutach zapala zielone światło. Pieszym.
Przenosisz więc swój tępy wzrok z pustej drogi na puste przejście dla pieszych i na zamontowany tam mechanizm sygnalizcji wzbudzanej.
No i myślisz.
O rzeczach, które spieprzyłeś w życiu. O sztucznej inteligencji. I że bardzo fajnie gdy wzbudzana sygnalizacja wzbudza się sama zaocznie, pewnie żeby nie stracić czujności.

czerwone światło

ZIELONE! Ha, znowu nie dla ciebie.
Na skrzyzowanie zamiast samochodów wlatuje brzęcząca mucha. Z chodnika patrzy na ciebie zabłąkany chudy pies.  Pan skończył czytać wiadomości w RMFie.

Może się zepsuło, myślisz. Wrzucasz pierwszy bieg i ruszasz. Na czerwonym.
Dla odmiany oślepia cię błysk niebieskich świateł.
Policja.
Też fajnie.

Funkcjonariusze zmęczeni, nie wysiadają nawet, podjeżdżają z boku i mówią opuszczając szybę.
-Dobry wieczór panie kierowco. Też nam się nie chciało czekać już na zielone, dlatego za panem ruszyliśmy. Proszę się czuć upomnianym i dobrej nocy.

 

***
Jesteś głodny. Robisz więc objazd w drodze do domu, aż w końcu znajdujesz neon „KEBAB 24h”. Nie ma parkingu, ale już po dwóch minutach prób udaje ci się zatrzymać samochód na wysokim krawężniku.

Po podejściu bliżej okazuje się, że „KEBAB 24h” jest czynny codziennie od 19 do 7 i zajmuje się tylko sprzedażą zapiekanek. Trzeba jednak dodać, że są to zapiekanki w cenie kebaba, więc konsument nie przeżyje nagłego szoku z powodu zaoszczędzonego bogactwa.

Obudzona pracowniczka informuje cię, że do zapiekanki można też zamówić szczypiorek.
5 minut później patrzysz tępo na efekt finalny. Za 3 gramy zieleniny zapłaciłeś tylko 2 złote, co czyni ten szczęśliwy szczypior pewnie jedną z najdroższych przypraw, zaraz obok szafranu. Też na „sz”.

Nasycony konserwantami wyruszasz w dalszą drogę do łóżka, omal nie zabijając rowerzysty wdrażającego w świat cyklistów technologię stealth (czarny rower, czarny sweter, hej).

 

***
Szukając miejsca parkingowego na swoim nowoczesnym osiedlu rozmyślasz tym razem o ludziach, którzy są. A nawet jest ich zbyt dużo.

Zamykasz auto centralnym zamkiem. Następnie obchodzisz pojazd i ręcznie zamykasz tylne prawe drzwi, które po ostatniej wizycie u mechanika uzyskały pewnego rodzaju autonomię.

Ze skrzynki na listy odbierasz listy od Carrefoura, Pizzerii pod Dębem, Stokrotki, Market Pointu i Lidla.

Wchodzisz do swoich czterech ścian i padasz w łoże.

I ta ostatnia myśl przed zaśnięciem:
Polska. Nie chciałbym żyć w innym miejscu.


kriz_end

ŚLISKA SPRAWA (KRIZ POSZEDŁ NA SUSHI)

Mam słabość do Azjatek.
W Zen Sushi Bar była taka śliczna kelnerka.
Azjatka.
I poprosiłem, żeby mi coś poleciła.
Spytała czy zjem popisowe dania ich sushi masterów.
Popatrzyłem na nią i pomyślałem „tak śliczne istoty nie mogą ranić”. Zgodziłem się.
Przyniosła talerz frykasów.
I węgorza też przyniosła.
Półsurowego „bo taki smakuje najlepiej”.
I się uśmiecha.
Azjatka, nie węgorz.

Nagle ciepłe wnętrza Zen Sushi Bar zamieniają się w pole bitwy.
Rozrysujmy to.
Siedzi Kriz na podłodze, przed Krizem talerz, na talerzu węgorz, nad węgorzem piękna Azjatka, obok Azjatki siedzi Kriz, w głowie Kriza za synapsy szarpie nerwowo Wspomnienie.

Wspomniane Wspomnienie jest przebrane za kilkusekundowy urywek filmu dokumentalnego, w którym Krystyna Czubówna mówi „węgorze odżywiają się wodną padliną, często ludzkimi topielcami”. Szarpnięcie. Topielcami. Szarpnięcie. Topielcami.
Kobieta kiedyś ode mnie odeszła, bo nie chciałem jeść jej obiadów.

Patrzę na tę Azjatkę i w moich oczach, nie powiem, pojawiają się lekkie łzy.
Sytuacja patowa. Czuję się jakbym grał z Segrittą w szachy.
Normalni osobnicy odczuwają w takich chwilach zapewne panikę. Moja Panika spakowała się i opuściła mnie już dawno temu.*

Moje spojrzenie omiata restaurację jak spojrzenia widzów na korcie tenisowym.
Talerz. Węgorz. Azjatka. Wyjście ewakuacyjne. Talerz. Węgorz. Azjatka…
Uczmy się na własnych błędach, powiadają.
Szabla w dłoń. Za kobietę bić się trzeba. Za potencjalny seks z kobietą bić się trzeba.
To tylko cholerny węgorz. Co robią takie węgorze… pływają sobie po dnie w mule, wąchają glony, piszą wiersze i nie są zjadane przez inne ssaki, bo ich krew zawiera truciznę, która powoduje skurcze mięśni, porażenie serca i płuc… od czasu do czasu skubną jakiegoś topielca.
Wielka. Mi. Kurwa. Rzecz.

Kriz – najważniejsze – ona patrzy, nie daj po sobie poznać, że ci nie pasi…
No to siup. Jestem oazą spokoju. Moja twarz nie zdradza żadnej emocji. Leon Zawodowiec.

jedzenie węgorza

MORAŁ DLA PANÓW:

Uroda i delikatność to bardzo brutalna i efektowna broń w ręku doświadczonej kobiety.

MORAŁ DLA PAŃ:

Nie zaczynaj swojej relacji z mężczyzną od węgorza w ustach.

PS. Żarcie było ekstra. Wziąłem trochę na wynos.

————————–

* – Tak, moja panika się ode mnie wyprowadziła – miała za duży nawał obowiązków.
W 2006 roku zostałem dwukrotnie zatrzymany przez drogówkę, nie dysponując prawem jazdy (nie poprosili o moje prawo jazdy); raz spadałem z rowerem do dawnego kamieniołomu z wysokości 30 metrów, ale zatrzymałem się wcześniej na półce skalnej; trzykrotnie zostałem przyłapany przez moją Panią Matkę podczas seksu, raz przy filmie pornograficznym; jeden raz wszedłem z włączonym mikrofonem do toalety; jeden raz prowadziłem imprezę z rozpiętym rozporkiem; jeden raz moja kochanka okazała się kuzynką mojej dziewczyny; siedem razy dwie kobiety spotkały się w niewłaściwym czasie i jeden raz skrzynia biegów została mi w ręce podczas jazdy.
Myślę, że to był właśnie ten rok.

PODSUMOWANIE ROKU 2012

Rok 2012 był jaki był.
Gdybym był spoconym ambasadorem przyciskanym do obcej ściany przez protokół dyplomatyczny, to ewentualnie wystękałbym słowo „przełomowym”.

Jestem jednak Krizem, więc wygrzebałem sobie z tej pryzmy kompostowej, którą stał się 2012 rok, parę skarbów.

Pierwszym skarbem jest odkrycie, że lubię patrzyć, gdy to co napisałem, jakieś Ktosie próbują zamienić w większą ideę.
Ktoś uczy się na pamięć słów; Ktoś ich ubiera i maluje; Ktoś jeszcze szuka rozwiązań, sprzętu, linek i helikopterów, żeby było ładnie; Ktoś inny ustawia światło; na końcu przychodzi jeszcze Ktoś i mówi „kamera i akcja!”.
Nie wiem co przyniesie 2013 rok, ale ja Wam obiecuję, że coś przyniesie.

Drugim skarbem jest moja namiętność do fotografii, która wreszcie zaczęła być przez fotografię bardziej odwzajemniania. Milej, że dzieci tego romansu zaczęły być także gdzieniegdzie docenianie.
Nie wiem co przyniesie w tej kwestii 2013 rok, ale mogę Wam pokazać co przyniósł 2012 rok.

Podsumowanie roku 2012

 (chcesz powiększyć? Kliknij tu)

Noworoczne życzenia dla czytelników? Myślę, że sięgnę już po tradycyjne:
„Zostańcie Państwo z nami”


1 2 3 4 5 74